Literacka zagadka roku została rozwiązana!

Dzisiaj słowa wstępu nie będzie, bo ta książka słowa wstępu nie potrzebuje. Panie i Panowie.. Ladies and Gentleman.. Literacka zagadka roku!

20150722_172658

Akcja “Tajemnicy domu Helclów” toczy się w Krakowie roku pańskiego, anno domini 1893. Główną bohaterką jest tutaj Profesorowa Szczupaczyńska – prawdziwa pani domu i szyja rodziny. Oprócz codziennego pilnowania służby, próbuje  wszelkimi sposobami popychać do przodu karierę męża (Profesor Szczupaczyński orłem nie jest, więc przez otwarte okno nie wyleci;)) – awanse społeczne są dla Profesorowej bardzo ważne. Pochodzi z Przemyśla, ale chce być uważaną za Krakowiankę z krwi i kości (to chyba tak działa Kraków. Ja po kilku miesiącach po przeprowadzce do Krakowa, zaczęłam narzekać na turystów, którzy rozłażą się po całym mieście, nie pozwalając “zwykłym mieszkańcom” na szybkie przejście z punktu A do punktu B). Pewnego pięknego dnia, przez przypadek Szczupaczyńska dowiaduje się, że w domu opieki Helclów, popełniono morderstwo. A nawet dwa! Profesorowa ze swoim analitycznym umysłem (wyszkolonym przez prowadzenie domu) wkracza do akcji i rozpoczyna swoje prywatne śledztwo.

20150722_172835

Akcja książki rozgrywa się w całości w XIX wiecznym Krakowie, który został opisany tak malowniczo, że aż chce się przejść opisanymi ulicami z książką w ręku i porównać – jak wyglądały w 1893 roku, a jak wyglądają teraz. To samo mam z “Domem Helclów”, który w Krakowie istnieje i od 125 lat prowadzony jest tam Dom Pomocy Społecznej. Swego czasu najnowocześniejszy budynek w Europie dziś powoli staje się ruiną. Niemniej jednak warto obejrzeć go przynajmniej z zewnątrz.

Książka napisana została przez Marylę Szymiczkową, o której wiemy niewiele. Oprócz tego, że do życia powołali ją – mój prywatny najulubieńszy z najulubieńszych pisarzy – Jacek Dehnel oraz Piotr Tarczyński. Opowieść jest barwna, śmieszna, pokazuje realia życia w XIX Krakowie i jakimi konwenansami człowiek się musiał wtedy przejmować. Do tego napisana jest z niebanalnym poczuciem humoru, czyta się ją szybko i przyjemnie. Może i ta notka jest słodka jak pierniczki, ale złego słowa nie dam na “Tajemnicę domu Helclów” powiedzieć! Polecam wszystkim miłośnikom zarówno kryminałów, jak i twórczości Dehnela.

20150722_172934

Mam nadzieję, że Maryla Szymiczkowa napisze kolejne części przygód Profesorowej Szczupaczyńskiej!

Posted in Ocenione książki | Tagged , , , , , , , , , | 1 Comment

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie! Szukam informacji o książce!

Robiłam ostatnio porządki na moim regale z książkami. Chociaż porządki to nie do końca adekwatne słowo. Po prostu postanowiłam przejrzeć jeszcze raz moje skarby, przetrzeć ściereczką z kurzu i ułożyć je kolorami okładek ( nie dziwcie się, każdy prawdziwy książkoholik robi to raz na jakiś czas;)). Przypomniałam sobie wtedy o książce, którą czytałam jakiś czas temu, ale bardzo mi się wtedy spodobała. Postanowiłam, że napiszę dzisiaj o niej z dwóch powodów: Po pierwsze, patrz wyżej. Bardzo mi się podobała, więc postanowiłam przekazać o niej informacje dalej, może jeszcze komuś sprawi taką samą przyjemność jak mnie. A po drugie, bo odkąd ją skończyłam, szukam informacji na temat jej kontynuacji. Czy to jest jakaś pierwsza część i będą kolejne? Może ktoś wie i podsunie mi jakikolwiek trop?

300179-352x500

Książka o której mówię nosi tytuł “Kamienne Twarze, Marmurowe serca” autorstwa Rafała Dębskiego.  Bohaterem książki jest Jerzy Wołłkowicz, Polak, były oficer carskiej armii. Prześladuje go cień śmierci i tajemnica, której on sam nie zna i nie pojmuje. Szukając ocalenia ucieka do Paryża, niestety tam również nie zaznaje spokoju. Okazuje się, że jego dalekim krewnym jest sam Słowacki, co zwiastuje jedynie kłopoty (w książce opisany jest konflikt Słowackiego z Mickiewiczem, całkiem zacnie zresztą). Jest też oczywiście kobieta, do szaleństwa zakochana w Wołłkowiczu. Byłaby ze wzajemnością gdyby nie fakt, że nasz główny bohater obecnie musi się ukrywać i uważam że nie jest zbyt dobrą partią dla młodej niewiasty. Niewiasta nie jest taka niewinna i nieznająca świata jak można się spodziewać, chociaż nie w sposób, który na pewno nasunął Wam się na myśl po przeczytaniu tego zdania.. Wołłkowicz wyrusza w drogę by rozwiązać wszystkie tajemnice i zostawić przeszłość za sobą. Będzie miał jednak po drodze wiele przygód i nie wszystko pójdzie z planem. W książce generalnie dużo się dzieje i co najważniejsze napisana jest z humorem! Czyta się ją bardzo przyjemnie, wciąga niesamowicie. Powiem Wam, że mam ochotę przeczytać ją jeszcze raz, co rzadko mi się zdarza. Ja jestem z tych, którzy twierdzą, że jest tak dużo książek a tak mało czasu, więc nie wracam zbyt często do książek, które już raz przeczytałam. Wyjątków jest tylko kilka. W tym i “Kamienne Twarze, Marmurowe serca”!

Natomiast zakończenie aż krzyczy, żeby zrobić z niego zapowiedź kolejnych przygód i kolejnych książek. I tutaj moje do Was pytanie: wiecie coś na ten temat? Może ja po prostu o czymś nie wiem, a może kolejna książka jest w przygotowaniu? Będę wdzięczna za każdą, nawet najmniejszą informację!

A to jeszcze zdjęcie moich porządków:

mms_img1090966002

Posted in Ocenione książki | Tagged , , , , , , , , | 1 Comment

Książki idealne na długie, letnie wieczory!

Sezon wakacyjny w pełni. A Wakacje to czas, kiedy znikają wszelkie kłopoty, czas zdaje się płynąć jakoś tak trochę wolniej, a my przestajemy mieć wyrzuty sumienia z powodu długiego i słodkiego leniuchowania. Urlop to także dobry czas do nadrobienia zaległości w lekturze. I tu może pojawić się konflikt pomiędzy książkami, które przeczytać należy, czyli tak zwaną klasyką gatunku, a lekturą lekką i przyjemną, czyli typowo plażową. Ja postanowiłam wstrzelić się trochę pomiędzy te dwie kategorie, i przedstawić Wam książki, które po prostu dobrze będzie się czytać w długie, letnie wieczory!

5. Elizabeth Cooke – Tajemnice Rutherford Park. – Fabuła książki toczy się w 1913 r, w pewnej angielskiej wsi, w majątku zwanym Rutherford Park. Bohaterami książki jest rodzina Lorda Cavendisha oraz ich służba, którzy owy pałac zamieszkują. Niestety, chociaż pani Cooke bardzo się stara, to historie przedstawione w książce są nieco przewidywalne. Ale znajduje się w niej wszystko, co co powinno znajdować się w wakacyjnej książce: romanse, nieślubne dzieci, sekrety i skandale towarzyskie. Ponadto, pokazuje życie w angielskich majątkach, które jak wiemy, toczyło się przede wszystkim według sztywnych zasad i przywilejów. Dla tych, którym spodoba się książka, a nie mieli okazji oglądać, polecam serial Downton Abbey. Tam to dopiero się dzieje! Nic nie jest oczywiste, a losy bohaterów serialu ciągle się komplikują. Kilka razy chciałam zostawić to w diabły i przestać się denerwować, ale najnormalniej w świecie się nie da, bo serial wciąga jak najlepszy narkotyk!

4. Douglas Adams – Autostopem przez galaktykę. – Książka zaczyna się w momencie, w którym Artur Dent dowiaduje się, że jego dom stoi na miejscu gdzie planowana jest nowa autostrada. Kilka minut później dowiaduje się, że to nie jest najgorsze, co mogło go spotkać, gdyż.. Ziemia leży na trasie planowanej kosmicznej autostrady. Przyjaciel Denta, Ford okazuje się być przybyszem z kosmosu, który co prawda ratuje ziemianina przed śmiercią, ale zabiera go w podróż w czasie i przestrzeni… autostopem właśnie.  Dawno się tak nie uśmiałam, jak przy czytaniu tej książki! Jest jednym wielkim absurdem, cynizmem i żartem. Autor próbuje nas także przekonać, że wszystko jest tylko splotem wielu przypadków. Przypadkowych przypadków! Wspaniała książka do zabrania w podróż!

3. Jacek Dehnel – Lala – O Dehnelu na moim blogu kilkakrotnie już wspominałam, bo jest jednym z moich ulubionych pisarzy. Na mojej Półce Ksiąg Nieprzeczytanych czeka “Matka Makryna”, którą mam zamiar przeczytać jeszcze w te wakacje. Ale na plażing-smażing i wakacje polecam Wam coś mniej mrocznego – ksiażkę pt. “Lala”. Jest to powieść trochę z gatunku biografii, sagi rodzinnej czy wywiadu – rzeki. Tytułowa Lala, to babcia pisarza, która snuje opowieść o rodzinie, o przedwojennych czasach i o losach rodzinnego majątku. Napisana została z humorem, ale i pewną nostalgią za minionymi czasami.

2. Greg King, Sue Wolmans – Zabić Arcyksięcia – Jest to powieść biograficzna o życiu i śmierci Arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żony Zofii. Opowiada o ich losach,  szczęśliwej miłości Arcyksięcia do swojej żony, oraz odrzuceniu ich przez socjetę Austro-Węgier (łączyło ich małżeństwo morgantyczne – para nie miała równych statusów, a dzieci z tego związku miały nie posiadać praw potomków rodu i nie mogły odziedziczyć tronu po śmierci ojca). Pokazuje jaką potęgą była monarchia i ród Habsburgów, ale też to jakimi byli ludźmi – nieprzystępnymi, zawistnymi i hermetycznymi. Książka ukazuje także kulisy zamachu, który zmienił bieg historii i przyczynił się do wybuchu I Wojny Światowej. Czyta się ją szybko i przyjemnie, mimo iż ma bardzo dużo historycznych odniesień i dat.

1. Jaume Cabre – Głosy Pamano – Creme de la creme dzisiejszego zestawienia! W opisie książki możemy przeczytać: “to rozpisana na wiele instrumentów symfonia”. I  zdanie idealnie opisuje tą powieść. Bardzo szybko zmienia się tu narrator, jest wiele dygresji. Dość mocno trzeba się skupić przy czytaniu, żeby nadążyć. Ale jak już się człowiek przyzwyczai, ma z niego samą, czystą przyjemność. Książka opowiada o nauczycielce Tinie, która udaje się do pewnej wioski, żeby zrobić zdjęcie szkoły przeznaczonej do rozbiórki. Za tablicą znajduje jednak pudełko, a w nim nigdy nie wysłany list. Kim jest nadawca listu? A kim adresat?

A jakie Wy polecicie książki, które warto przeczytać w wakacje? 🙂

Posted in Misz masz | Tagged , , , , , , , | Leave a comment

“Polka? Od razu widać, po charakterze.”

Często powtarzam, że bardzo lubię czytać książki o silnych kobietach, które nie poddały się pomimo wielu przeciwności losu. Takie historie bardzo mnie inspirują, sprawiają, że nie poddaję się tak łatwo w życiu. Na jednej półce w regale znalazło się miejsce dla takich książek jak “Dziewczyny Wojenne” Łukasza Modelskiego, “Dziewczyny Wyklęte” Szymona Nowaka, czy “Dziewczyny z Powstania” Anny Herbich. Teraz dołączę do tego zacnego towarzystwa kolejną książkę: “Dziewczyny z Syberii”, również autorstwa Anny Herbich.

półka

Jest to zbiór dziesięciu historii, prawdziwych historii, opowiedzianych przez kobiety, które w czasach młodości przeżyły prawdziwe piekło. Każda historia zaczynała się podobnie – spokojne, wręcz sielankowe dzieciństwo przerywa wybuch II Wojny Światowej. Okupacja, walka o lepsze jutro i wolną Ojczyznę, ciągły strach o życie swoje i bliskich. Nocne walenie w drzwi, kilka chwil na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy, długa podróż w nieznane, dzikie tereny Syberii.  

Bardzo młode, mające całe życie przed sobą, trafiały do łagrów, gdzie powoli wyniszczały je głód, ciężka praca ponad siły, choroby i trwająca dziesięć miesięcy zima. Nie złamały się jednak – walczyły do końca wierząc, że za jakiś czas powrócą do swoich domów i rodzin, do wolnej Polski. Czytając te historie wielokrotnie miałam łzy w oczach, i raz po raz wykrzykiwałam “To przecież niemożliwe!!”  Niemożliwe, że organizm ludzki jest w stanie tyle wytrzymać, a przede wszystkim niemożliwe, że to człowiek zgotował taki los drugiemu człowiekowi. Wiele z bohaterek postawiło sobie za cel przetrwać, nie dać się złamać, wrócić. I konsekwentnie do tego zmierzały, pomimo wielu przeciwności.  

11258730_10203517516332138_100553606_o

W jednej z historii bohaterka słyszy zdanie “Polka? Od razu widać, po charakterze”. Ja po przeczytaniu tej książki i zapoznaniu się z losami kobiet z “Dziewczyn z Syberii” , “Dziewczyn z Powstania” czy “Dziewczyn Wyklętych” jestem jeszcze bardziej dumna z tego, że jestem Polką. Bardzo dobrze, że powstają takie książki. Pamięć o bohaterkach, które żyły, kochały, walczyły, umierały, powinna być wieczna i przekazywana dalej, z pokolenia na pokolenie. 

Posted in Ocenione książki | Leave a comment

Zmarnowano piękną okładkę.. I mój czas.

Miałam napisaną długą, zabawną i błyskotliwą notkę, która na pewno by Wam się spodobała. Ba, stała by się hitem internetów. Byłaby cytowana przez wszystkie portale związane z książkami i literaturą. W końcu stałabym się sławna i rozpoznawalna. Zarabiałabym grube miliony, i stałabym się krytykiem literackim cenionym na całym świecie. Ale że biednemu wiatr w oczy przez całe życie, to oczywiście zanim przycisnęłam przycisk “opublikuj”, w domu moich rodziców, w którym spędzałam majówkę, wyłączyli prąd. Jako iż oszczędzam baterię w moim laptopie (w przeciągu pięcioletniego używania komputera miałam ją włożoną łącznie może tak.. trzy razy), mam go podłączonego do ładowarki. Dodajcie dwa do dwóch, i wyjdzie wam… że nie zostanę sławnym krytykiem książek, nie zacznę być bogata i rozpoznawalna w światku literackim, a mój blog nie stanie się hitem internetów. Notka przepadła. A miało być tak pięknie.

Jako iż wychodzę z założenia, że mój niewątpliwy geniusz nie objawia się dwa razy pod rząd na ten sam temat, postanowiłam go zmienić. Trudno, może kiedyś.

Miałam napisać też o książce, która zrobiła na mnie ogromnie pozytywne wrażenie, ale że zmieniłam temat, to zmieniłam też książkę. Dzisiaj o “Mężczyźnie ze Stumilowego Lasu” autorstwa Douglasa Laina.  Zainteresowałam się tą książką, przede wszystkim przez okładkę. Facet na pierwszym planie ubrany w oldschoolowy kapelusik i szelki, stojący na skraju lasu, patrzący na panoramę Paryża. Jestem pewna, że jakby się odwrócił, okazałby się przystojnym brunetem, z zawadiackim błyskiem w oku. Do zakochania! Poważnie, dawno nie widziałam tak dobrej grafiki na książce.

371726-352x500

Później przeczytałam opis książki, i zainteresowała mnie jeszcze bardziej. W opisie przeczytałam bowiem, że głównym bohaterem książki, jest syn sławnego pisarza A.A Milne’a, autora książki o Kubusiu Puchatku. Christopher był również pierwowzorem Krzysia, jednego z głównych bohaterów bajki. Teraz dorósł, przeżył wojnę, prowadzi własną księgarnię, w której z zasady nie sprzedaje książek ojca. Po opisie stwierdziłam, że dowiem się czegoś o tej rodzinie, o relacjach panujących między ojcem i synem (z innych źródeł wiem, że były raczej napięte) i dorastaniu w cieniu legendy Misia o Bardzo Małym Rozumku. Dodam, że była to jedna z moich ulubionych książeczek w dzieciństwie.

Coś zaczęło mi śmierdzieć, w momencie, kiedy przeczytałam, że Christopher pewnego pięknego dnia wpuścił do swojej księgarni bezpańskiego kota, który okazał się nie być prawdziwym kotem, tylko maskotką, a mimo to Christopher wciąż widział przed wejściem ślady  łapek, a jego żona miała dostała alergii na prawdziwą sierść. Do tego jakiś plakat z przyszłości, pokój w hotelu, który zamienia się w błoto, i laska, która chce wolnej miłości bez zobowiązań, ale w sumie to jednak nie chce. Jeśli spodziewacie się wątków biograficznych – radzę od razu wybrać inną książkę, bo w tej były raptem trzecioplanowym tłem. Nie dowiedziałam się z niej nic ciekawego, a książka przez cały okres czytania bardzo mnie irytowała. To chyba nie jest mój ulubiony gatunek.

Jestem zła, bo czytałam kilka opisów tej książki przed zakupem, i nigdzie nie było ani słowa o tym, że jest to pseudo filozoficzny, nudny, i absurdalny do granic możliwości wywód. Że żadna z tego biografia, bajka też nie, a i autor filozofii nowej nie wymyślił. I że zmarnowała się tak dobra okładka! Lubię jak książki wnoszą coś do mojego życia. Ta wniosła tylko udrękę i znudzenie. Dawno nie czytałam tak słabej, moim zdaniem książki!

To już druga nietrafiona książka, którą kupiłam, bo podobała mi się okładka. Jeśli ktoś z was, kiedykolwiek przypadkiem będzie świadkiem jak mam zamiar kupić książkę, bo podoba mi się okładka – błagam, walnijcie mnie nią w głowę!

Posted in Ocenione książki | Tagged , , , | 2 Comments

Aye Kapitanie! Czyli o tym jak nie zostałam piratem.

Przez ostatni tydzień byłam bez komputera, gdyż postanowił, że odmówi mi posłuszeństwa. Nie pomogły prośby, modlitwy, groźby, płacz, błaganie i zaklinanie. Musiałam odnieść go do serwisu. Pomogli, za co srogo zapłaciłam, ale czego się nie robi dla przyjaciół… Podczas tego przymusowego odwyku od laptopa, zaczęłam z nudów szukać jakichś gier na telefonie i właśnie wtedy, pomiędzy aplikacją sudoku a rozwijaniem papieru toaletowego na czas, odnalazłam swoje prawdziwe przeznaczenie.

Otóż moi mili, od tygodnia nałogowo gram w kości. Chociaż jeszcze nie do końca odróżniam fula od karety, to idzie mi coraz lepiej, i mam nawet w tej grze spore osiągnięcia. Kości wciągnęły mnie do tego stopnia, iż postanowiłam zostać zawodowym piratem, i zarabiać na życie grając w przyportowych tawernach. Mój kot zaangażował się równie mocno (wystraszył się chyba, że wymienię go na gadającą papugę), i ćwiczy utrzymywanie równowagi w siedzeniu na moim ramieniu. Mamy już nawet takie same przepaski na oko, zrobione ze starego, czarnego prześcieradła.

Postanowiłam też przygotować się teoretycznie do tego, co może mnie spotkać jak już zostanę piratem. Stwierdziłam, że najlepszą i najbardziej pouczającą lekturą będzie książka Jacka Komudy pt. “Czarna bandera”.

czarna

Książka składa się z sześciu mrożących krew w żyłach opowiadań, przesiąkniętych krwią, rumem, słoną wodą i prochem z armat. Sześć klimatycznych opowieści o największych szubrawcach i łotrach, o zdradliwych wodach i klątwach rzucanych raz po raz na wszystkich i wszystko dookoła. Po tej lekturze nauczyłam się kilku rzeczy: Po pierwsze nie wiedziałam, że istnieje tyle przeróżnych przekleństw i niecenzuralnych słów. Poważnie, z każdą przeczytaną kartką byłam coraz bardziej zaskoczona, że takie w ogóle istnieją. Jako iż jestem damą, po skończeniu każdego rozdziału, musiałam obejrzeć co najmniej jeden odcinek “Gotowych na wszystko” dla utrzymania równowagi psychicznej.Po drugie, nauczyłam się wielu nowych słów i określeń, które pewnie nigdy więcej mi się nie przydadzą, ale fajnie brzmią (np. ABORDAŻ – piękne słowo!)  Po trzecie, nie należy zbytnio ufać innym piratom, bo nawet najmniejsza błahostka może doprowadzić do buntu na pokładzie i przymusowej kąpieli w morzu.

bandera

“Czarna bandera” to moja pierwsza styczność z twórczością Jacka Komudy. Po tej książce jestem pewna, że nie ostatnia. Autor zawarł w książce to, czego zawsze szukam – wielki humor, sarkazm i ironia, przygoda i tajemnica.  Każde opowiadanie kończyło się tak, że rozdziawiałam usta ze zdziwienia i wrażenia. Pełen szacunek.

A wracając do mojego nowego, pirackiego życia… Po przeczytaniu Komudy stwierdziłam, że może jednak wystarczy mi, jak zagram sobie w kości gdzieś w smażalni ryb w Łebie, na telefonie oczywiście.

W sumie… Nawet Maciej, mój kot ładniej wygląda w muszce, niż w opasce na oko. Nie uważacie? 😉

kot

Posted in Ocenione książki | Tagged , , , , , | Leave a comment

Książką po mapie, czyli gdzie NA PEWNO wybiorę się w te wakacje.

Jest kwiecień. Po kwietniu, jak wszyscy wiemy, następuje maj (w maju mam imieniny!), po maju czerwiec, a po czerwcu… Wakacje! Wszystkie biura podróży już ostrzą sobie pazurki w oczekiwaniu na sezon urlopowy. Wygrzewanie się na plaży albo picie drineczków w hotelowych basenach brzmi jak niebo, jednakowoż dzisiaj będzie o bardziej czynnym wypoczynku – zwiedzaniu. I o książkach oczywiście. A jak do zwiedzania dołączę książki, skończy się to…:

Moim prywatnym spisem miast, w które chciałabym pojechać, bo spodobał mi się ich opis w przeczytanych książkach:

1. Barcelona – Zdecydowanie numer jeden, w szczególności dzięki książkom Carlosa Ruiza Zafona. Nikt tak pięknie nie opisuje emocji i uczuć rodzących się pomiędzy bohaterami. I nikt nie opisuje tak plastycznie i urokliwie uliczek i starych pałaców w Barcelonie. Po przeczytaniu “Cienia Wiatru” i “Gry Anioła” prawie kupiłam bilet na samolot w jedną stronę, z myślą o zamieszkaniu tam. Dopiero jak już ukradłam  gitarę i skombinowałam kapelusz (żeby się tam jakoś utrzymać) przypomniało mi się, że żaden ze mnie uliczny grajek, bo śpiewać nie umiem, a grać (pomimo wielkich starań mojego brata- gitarowego samouka i wymiatacza, który próbował mnie uczyć, przez co ja miałam siniaki na głowie, a on wybitego palca. Biedaczek, zawsze źle przyjmował porażki.) umiem tylko wstęp do Nothing else matters.

2. Paryż –  Odkąd pamiętam chciałam zawsze pojechać do francuskiego Disneylandu. Ba, do teraz jest to jedno z moich ważniejszych marzeń! A po lekturze książki Edwarda Rutherfurda myślę, że przy okazji wpadnę też zwiedzić Paryż. Powieść o tym samym tytule (tak, tak proszę państwa. “Paryż” się książka nazywa!) zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Na niemal 900 stronach opisana została dokładna historia Francji i jej stolicy. Znajdziemy tu rewolucje, dwie wojny, budowę wieży Eiffla, a do tego miłości, zdrady, intrygi, romanse, które przeżywają główni bohaterowie – członkowie kilku pokoleń czterech rodzin.To baardzo dużo jak na jednego czytelnika. Dobrze, że na samym początku książki autor zamieścił dokładne drzewo genealogiczne każdej z nich. Studiowanie go zabrało mi więcej czasu, niż samo czytanie.

3. Rzym – Włochy kocham od zawsze miłością wielką i prawdziwą. Klimat, jedzenie, nastawienie ludzi do świata, zabytki, historia… Wiele razy odwiedzałam ten kraj, ale Rzym niestety znam tylko z książek i filmów. Pod wpływem zachwytu nad biografią Audrey Hepburn ( “Oczarowanie. Życie Audrey Hepburn.” autorstwa Donalda Spoto. Polecam!!), obejrzałam film “Rzymskie Wakacje” i jeszcze bardziej zapragnęłam pojeździć Vespą po uliczkach Wiecznego Miasta. A film Felliniego pt. “La Dolce Vita” tylko mnie w tym pragnieniu umocnił.

4. Londyn – a raczej cała Anglia! Od zawsze bardzo interesowała mnie kultura i historia Brytyjska. Serial “Dynastia Tudorów” połknęłam w prawie jeden dzień, tak samo jak namiętnie czytuję książki o Windsorach (Polecam: “Ta Kobieta. Wallis Simpson” – A. Sebba; “Klątwa Rodu Windsorów”U. Grunewald; “Królowa. Nieznana historia Elżbiety Bowes -Lyon). Jeśli dołoży się do tego jeszcze książki i serial o Sherlocku Holmesie i zdjęcia, które raz po raz dostaję od znajomych, którzy Londyn odwiedzili, prawie płaczę, że jeszcze mnie tam nie było. Na dodatek ostatnio zawarłam nową, bardzo miłą znajomość. Za plecami usłyszałam jęk : “No kto nie był w dzisiejszych czasach na Wyspach..” Ja nie byłam! I najwyższy czas to zmienić.

A Wy moi drodzy? Macie miejsca, do których chcielibyście się wybrać, bo przeczytaliście o nich w książce?

Posted in Misz masz | Tagged , , , , , , , , | Leave a comment

O tym, jak to łatwo można się przejechać oceniając książkę po okładce.

Znacie powiedzenie ” Nigdy nie oceniaj książki po okładce”? Dzisiaj będzie o tym, jak pozory mogą mylić. I jak można się na tym pięknie przejechać.

Wszystko zaczęło się od tej  piosenki. Słucham jej nałogowo gdzieś tak od miesiąca. Jest pozytywna, za każdym razem jak ją słucham, bardzo poprawia mi humor. Piosenka ta została stworzona do filmu. O pięknie brzmiącej nazwie “Miasta miłości”. Pewnego wieczora, siedząc sama w mieszkaniu, i mając lekką chandrę z powodu padającego deszczu (wspominałam już kiedyś, że jestem meteopatą?), postanowiłam go obejrzeć. Jako iż opis filmu brzmiał : “Toczące się w różnych miastach losy par, których historie dotykają tematu skomplikowanej miłości.”, pomyślałam, że będzie takim trochę romantycznym wyciskaczem łez, ale raczej przyjemnym. O jakież było moje zdziwienie, kiedy ten trochę romantyczny wyciskacz łez zamienił się w dramat psychologiczny, który zrobił z mojego mózgu sieczkę!

Kilka dni później dostałam do przeczytania książkę pt. “Razem będzie lepiej” autorstwa Jojo Moyes. Tytuł i wygląd okładki może sugerować, że to kolejne romansidło, jakich wiele na rynku. Nic bardziej mylnego!

Główną bohaterką książki jest Jess. Samotnie wychowuje dwójkę dzieci, z czego jedno nie jest tak na prawdę jej dzieckiem, tylko synem jej byłego męża z wcześniejszego małżeństwa (do tego nastolatek ma problemy z rówieśnikami, którzy wciąż go prześladują, bo jest trochę.. inny). Drugie – córeczka Tanzie jest wybitnie uzdolniona z matematyki. Jess mimo, że pracuje na dwie zmiany, wciąż boryka się z kłopotami finansowymi. Oczywiście, jak dobrze zgadujecie, jej były mąż miga się od płacenia alimentów. Jest też Ed – programista, który popada w kłopoty po tym, jak próbuje pomóc byłej dziewczynie.  Jest bogaty, wykształcony, i skrzywdzony przez kobietę. No i cierpi na brak akceptacji ze strony ojca. A później traci majątek. Ich losy krzyżują się w momencie, kiedy Jess stawia wszystko na jedną kartę i próbuje zawieść dzieci (i wielkiego, śmierdzącego psa) na olimpiadę matematyczną, która ma zmienić los i życie jej młodszej córeczki. W drodze psuje im się samochód, a wtedy.. Z odsieczą pojawia się Ed, który trochę wbrew sobie proponuje, że dowiezie ich na miejsce.

Powiem wam, że książka mnie wciągnęła. Mimo iż faktycznie “Razem będzie lepiej” jest klasyfikowana jako “literatura kobieca” – oparta jest na starym jak świat schemacie miłość ->problem -> znowu miłość, to ma w sobie coś, przez co nie da się odłożyć jej bez przeczytania.  Jojo Moyes napisała świetną, zabawną, momentami wzruszającą książkę, która zdecydowanie nie jest głupim romansidłem. Można z niej wyciągnąć kilka lekcji: Nie warto załamywać się gdy pojawiają się problemy, tylko przeć do przodu z hasłem “Damy sobie radę!” na ustach. Nie warto też oceniać ludzi po wyglądzie, bo pod maską inności może kryć się bardzo wartościowy człowiek. Książkę zdecydowanie polecam!

Posted in Ocenione książki | Tagged , , , , , , | Leave a comment

Bezwstydna pomyłka!

Piszę pracę magisterską. A raczej zabieram się za jej pisanie. Bo wiecie, koniec semestru, trzeba coś oddać, bla bla bla… Pod czujnym okiem mojego brata, (który mianował się moim prywatnym kołczem i menedżerem tego prodżektu), z hektolitrami kawy, herbaty (w tym również melisy), orzeszków i muzyką relaksacyjną w tle, zaczęłam szukać artykułów i książek, które przydadzą mi się do tematu pracy. A temat, jak może przypuszczaliście, jest o moich dwóch pasjach, czyli książkach i sposobach promocji czytelnictwa w naszym pięknym kraju.

Nie będę Was zanudzać statystykami jakie znalazłam i utyskiwać jakie to życie jest ciężkie i zatrważające, bo w 2014 roku tylko 40% społeczeństwa miało styczność z co najmniej jedną książką w ciągu 12 miesięcy (powiecie, ze to dobry wynik? w Czechach odsetek ten sięga 87%). Przejdę po prostu do opisu książki, którą niedawno przeczytałam.

Najsampierw zobaczyłam na przystanku autobusowym plakat z Johnnym Deppem, który miał na nich dziwną minę i zalotnie podkręcony wąsik. Nie powiem, plakat bardzo zachęcający, zwłaszcza, że należę do tej części populacji, która Johnnego wielbi i chciałaby mieć z nim dzieci. Później przeczytałam tytuł “Bezwstydny MORDERCA” i stwierdziłam, że to może być dobry film. A później przyjechał autobus i musiałam przerwać moje rozmyślania na temat naszych upojnych nocy.. Ale  o czym to ja..?

Kilka dni później weszłam do księgarni, i znowu zobaczyłam TO zdjęcie. Tym razem na książce. Niewiele myśląc (i zupełnie nie czytając opisu książki, co zdecydowanie rzadko mi się zdarza), pognałam do kasy i zakupiłam sobie egzemplarz. Siedząc na spokojnie w domu i oglądając książkę, doszłam do kilku niepokojących faktów:

1. Film nie nazywa się “Bezwstydny Morderca” tylko “Bezwstydny Mortdecai”

2. Książka nie nazywa się “Bezwstydny Mortdecai” tylko “Nie wymachuj mi tym gnatem”(muszę się przyznać, że bardzo nie lubię filmowych wydań książek. Zmianę okładki jakoś przełknęłam, ale jak zobaczyłam, że na potrzeby promocji zmieniono nawet TYTUŁ (!!), poczułam się nieco zniesmaczona).

Mrucząc do siebie pod nosem coś w stylu “brawo Sherlocku”, przeczytałam opis książki, który traktował o zdegenerowanym marszandzie, u którego niemoralne występki są na porządku dziennym. I o skradzionym obrazie Goi, który przysparza wielu kłopotów. Myślę – Może nie będzie tak źle! Później w słowie od tłumacza doczytałam, że książka nie jest tak zabawna jak oryginał, gdyż wiele dowcipów sytuacyjnych nie dało się przetłumaczyć na polski. Zaczęłam czytać.

Charlie Mordtecai to podstarzały arystokrata, który zajmuje się kupnem i sprzedażą dzieł sztuki. Jest cwany, cyniczny, zakochany w sobie, amoralny i jak na mój gust – nieco obleśny. Kocha pieniądze, alkohol, sztukę, jest bardzo przywiązany do swojego służącego – Jocka (takiego samego degenerata zresztą). Jest też nadkomisarz Martland, który prowadzi śledztwo, wyszukanymi sposobami próbując wyciągnąć zeznania od wszystkich wokół. W książce tej nie ma jednak podziału na złych i dobrych, dlatego Martland swoje za uszami ma. Jest też obraz Goi, który tak na prawdę nie wiem gdzie się podziewa całą książkę, bo jest wspomniany w całej książce może całe trzy razy. Żarty faktycznie są, niektóre całkiem… niewybredne. Jest też dużo odwołań do postaci z literatury czy osób i zdarzeń rzeczywistych. Ja, żeby je lepiej zrozumieć, musiałam co chwilę coś guglować.

Podsumowując: brzydki wybieg ze strony wydawców – ten ze zmianą tytułu książki. I choć faktycznie, żart i ironia aż kapie z każdej jednej strony, to niektóre z nich są.. głupie i mocno naciągane. Miałam wrażenie, że autor (ewentualnie tłumacz) nieźle się napocił i namęczył żeby coś takiego wymyślić. Książka nie porwała. Zobaczymy co zrobili z filmem.  Na otarcie łez filmowy afisz, który sprawił, że serce zabiło mi mocniej!

7669396.3

Dzisiaj usłyszałam też najlepszy komplement ewer, który niesamowicie podniósł mnie na duchu: “Jeżeli ze spleśniałego chleba zrobiono penicylinę, to z Ciebie też coś można zrobić”. Od razu zrobiło mi się lepiej!!

Posted in Ocenione książki | Tagged , , , , , , , , , | Leave a comment

Jak pokonać depresję w najbardziej depresyjny poniedziałek w roku?

Codziennie rano, po otworzeniu oka i założeniu soczewek, bez których jestem ślepa jak kura (zastanawiałam się kiedyś dlaczego mówi się “ślepy jak kura”. Chciałam sprawdzić to w necie i przypadkowo trafiłam na stronę z przysłowiami polskimi. Po przeczytaniu niektórych dosłownie wyrwało mnie z kapci. Na przykład: ” Pieczone gołąbki nie lecą same do gąbki” Albo: “Konia kują, żaba nogę podstawia” WTF?? Ale wracając…) , sprawdzam sobie Fejsa. Nie dziwota każdego ranka po przebudzeniu, robi to połowa społeczeństwa, nawet jak nie więcej. Niezawodny Fejsik powiedział mi (każdy mój znajomy o tym napisał, słowo!), że dziś wypada tzw. Blue Monday, czyli najgorszy i najbardziej depresyjny poniedziałek w roku. I to nie jest żadna kolejna sztucznie ustanowiona data w kalendarzu, co to to nie! Brytyjski Naukowiec z Uniwersytetu w Cardiff (aż dziw, że to nie Amerykańscy Naukowcy z Uniwersytetu w Columbii wymyślili. Nie wiem, czy zauważyliście zależność, że im głupsze badania, tym większe prawdopodobieństwo, że przeprowadzone zostały przez Amerykańskich Naukowców z Uniwersytetu w Columbii..) obliczył ze wzoru, który wraz z legendą podaję poniżej, że NAJGORSZY I NAJBARDZIEJ DEPRESYJNY PONIEDZIAŁEK W ROKU wypada zawsze w poniedziałek ostatniego pełnego tygodnia stycznia.

blue monday

Co by nie być gołosłowną, sami możecie sobie to obliczyć. Grafika dzięki uprzejmości Wikipedii.

Aby poprawić sobie co nieco humor i nie dać się temu depresyjnemu nastawieniu, publikuję poniżej spis książek, które na pewno poprawią Wam humor!

1. Koncert Łgarzy – Katarzyna Pisarzewska –  kryminał proszę Państwa. Detektyw Robal Owaki próbuje rozwiązać zagadkę morderstwa i skradzionego maszynopisu- intryga zacna a i trup ściele się gęsto. Ale polecam przeczytać tę książkę zwłaszcza ze względu na absurdalny humor i przezabawne zwroty akcji. Jeden z moich ulubionych cytatów: “Moja żona pieprzy się z kominiarzem. Wiem, że to nieprawda, ale tak mi pasuje do imidżu. Przecież ja nawet nie mam żony. Ale kocham tę sukę.” W książce znajdziemy także kilka mądrości życiowych: ” Człowiek inteligentny działa według logicznych schematów, ale dureń, moi drodzy, jest nieprzewidywalny i przez to niebezpieczny”. Zapisać, zapamiętać!!

2. Jego wysokość Longin – Marcin Prokop – Jeśli ktoś myśli, że to książka tylko dla dzieci, ten bardzo się myli. Wręcz przeciwnie – uważam, że dzieci w pewnym wieku nie powinny jej czytać, bo sytuacje opisane w książce mogą być natchnieniem i źródłem inspiracji do głupkowatych zachowań;) Dorośli natomiast na pewno z łezką w oku przypomną sobie swoje zabawy, kiedy to grało się na podwórku w kapsle i jadło oranżadę w proszku. Książka jest dość krótka, ale aż kipi w niej od humoru. Idealna na dzisiejszy dzień. Szapoba Panie Marcinie, szapoba!

3. RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą – Wojciech Mann – Tego Pana chyba kojarzą wszyscy (tak, tak, to on prowadził “Szansę na Sukces”). Jest to zbiór anegdotek i wspomnień z życia Manna. Książka aż kipi humorem. Czytając ją, śmiałam się jak głupia. A że czytałam ją zazwyczaj w autobusie, niejednokrotnie brano mnie za niezrównoważoną psychicznie, gdyż próbując się powstrzymać przed wybuchnięciem śmiechem, zazwyczaj kichałam, parskałam i płakałam na zmianę.

4. Maria i Magdalena – Magdalena Samozwaniec – Znowu wracam do twórczości Magdaleny Samozwaniec. Nic na to nie poradzę, uwielbiam ją, i pewnie wielokrotnie będę tutaj jeszcze o niej wspominać. W tym moim zestawieniu powinna znaleźć się tak na prawdę każda jej książka, gdyż każda, jak jeden mąż, posiada ogromną dawkę poczucia humoru, ironii i sarkazmu. Nie na próżno Magdalena Samozwaniec nazywana jest “Pierwszą Damą polskiej satyry”. Polecam z całego serca!!

Pewnie mogłabym wymienić jeszcze kilka książek, ale pamiętając ciągle, że dzisiaj najgorszy poniedziałek w roku, nie chcę nadużywać Waszej cierpliwości. Jeśli chcielibyście coś dołożyć do mojej listy, zapraszam serdecznie!

Posted in Misz masz | Tagged , , , , , , , , , | 2 Comments